sobota, 24 lipca 2010

"W swoim życiu spotkałam wielu ludzi. Można rzec, że o jednego mężczyznę za dużo. Byli tacy ludzie, którzy nie wpływali na mnie jakoś specjalnie. Byli też tacy, przez których zmieniałam poglądy na świat, samą siebie i całe moje życie."

Już od kiedy przyszłam na świat, moje życie było uzależniona od rodziców. To oni pierwsi pokazywali jak wygląda świat, jakie panują w nim zasady, jak on działa, ile w nim jest dobra a ile zła. Wtedy jeszcze nie miałam swojego zdania, bo dopiero poznawałam wszystko to, co mnie otaczało.

Z wiekiem rozwijałam się. Świat nabierał nowych kolorów, poszerzały się moje perspektywy. Poszłam do szkoły. Nauczyłam się czytać, pisać, liczyć i wszystko to co normalny człowiek musi umieć. Poznałam nowych ludzi. Zaprzyjaźniłam się z niejedną osobą. Wiodłam spokojne i miłe życie jak na dzieciaka przystało.

Na brak pieniędzy nigdy nie narzekałam. Głównie dlatego, że moi rodzice zarabiają dość dużo. Oboje są prawnikami. Na studiach się poznali, później pojawiłam się ja, następnie ślub, szczęśliwe życie i bla bla bla. Wszystko było tak jak powinno być w amerykańskim serialu czy filmie.

Oczywiście rozwiedli się. Głównie z mojej przyczyny. Nie dawali sobie rady z moją depresją. Nie wiedzieli co mają robić. A niby skąd mieli wiedzieć, jeżeli nie znali przyczyny mojego zachowania? Obwiniali samych siebie, nie wytrzymali presji, więc ich drogi się rozeszły. Teraz utrzymują w miarę normalne kontakty.

W gimnazjum miałam bardzo dziwną nauczycielkę. Chciała mi pomóc, ale jej nie wychodziło. Wyczuła, ze coś jest nie tak. Przestraszyłam się nie na żarty, że odkryje mój sekret. Wtedy stałam się jeszcze bardziej skryta, aby nikt nigdy nie dowiedział się o tym co się stało.

Oczywiście był on. Tak, akurat jego mogłabym nie spotkać. Albo inaczej- oddałabym wszystko co mam, aby wymazać tą datę, aby to co się stało nigdy się nie wydarzyło lub cokolwiek. To przez niego mój świat się zawalił. Miałam depresje, myśli samobójcze, cierpiałam. Przede wszystkim straciłam wszystko to co miałam, i to co było piękne. Rozdziewiczył mnie w sposób brutalny. Wiem, że to wszystko moja wina. Chociaż nie powinnam tam myśleć.

Wszystko się zmieniło przez niego. On miał duży, wręcz największy wpływ na mnie i na moje życie. Szkoda, że nie ten dobry. Tylko ten zły wpływ.

Jest coraz lepiej- nauczyłam się opisywać moje życie, myśleć pozytywnie. Głównie opieram się tylko na jednej myśli; " że nie mogę przez niego zniszczyc sobie życia". Pogodziłam sie z tym co się stało. I wiem, że to juz nigdy się nie odstanie. A szkoda.





3 komentarze:

  1. Czytając to o mało się nie popłakałam. ; ( Rany, jakie życie potrafi być paskudne, jak może nam wszystko zrujnować. Na Twojego bloga wpadłam przypadkiem, może przez to, że mamy podobne adresy. Będę czytać dalej, bo zaintrygowała mnie twoja historia, chociaż może nie powinna? Cóż, piszę opowiadanie, dla mnie wszystko jest możliwe.

    OdpowiedzUsuń
  2. od czwartku czekałam na kolejną notę na Twoim blogu . strasznie Ci współczuję , naprawdę . jedna osoba , a potrafi zniszczyć wszystko . jestem pod wrażeniem i podziwiam Cię , że jakoś sobie z tym radzisz . że radzisz sobie coraz lepiej . < 3

    OdpowiedzUsuń
  3. strasznie mi cię szkoda.. :(:*
    ‘’Zycie nieraz powala nas nalopatki ale sami decydujemy czy chcemy wstac. ‘’ - to moj ulubiony cytat

    OdpowiedzUsuń